| reportażowa | koncertowa | ślubna | okolicznościowa |
sobota, 25 grudnia 2010
sobota, 18 grudnia 2010
25 Rajd Barbórka 2010
W ramach testów obiektywu wybrałem się na 25 Rajd Barbórki. Za ciepło nie było i bateria znikała w oczach. Parę zdjęć zamieszczam chociaż nie nastawiałem się na reportaż z tej imprezy.
środa, 15 grudnia 2010
wtorek, 7 grudnia 2010
Koncert COMA Power off w Białymstoku 28.11, kino Pokój
Niestety nawet nie próbowałem zdobyć akredytacji, a z przyczyn technicznych nie mogłem upajać się muzyką, klapiąc migawką..
Body z obiektywem poleciało do serwisu na kalibrację, ale o tym później.
Zaliczyłem już koncert w Gwincie w tanecznym amoku z kapiącym sufitem. Miałem też okazję kolejny koncert śledzić przez wizjer aparatu... nie dało się powstrzymać, ani nogi, ani gardła ... uczta dla oka i ucha.
Nie wiedziałem za bardzo czego się spodziewać po tym koncercie. Parę recenzji wzbudziło tylko moje zaciekawienie. Tym razem nie z aparatem, ale z żoną udałem się na koncert. Jak do tej pory głośne dźwięki tego zespołu moja kobieta kwitowała krótko: "ścisz to!". Prezentacja "COMA Symfonicznie" zaciekawiła małżonkę i zaryzykowała pójście na koncert.
Dziwnie tak... w fotelach, w kinie, a nie w ściśniętym spoconym tłumie... i poszło.
Gra świateł podkręcała atmosferę. Ośmiu muzyków na klasycznych instrumentach towarzyszących zespołowi tworzyło fajny klimat. Nowe aranżacje piosenek, dziwne, fajne, zaskakujące... w uszach "teraz", a w głowie co innego. Chwilami ciężko było mamrotać pod nosem i utrzymać dupę w tych fotelikach. Prócz nowych dźwięków, nowe słowa, oczywiście kontakt z publicznością, zaskakujące akcje na scenie i niezły show wykręcony przez Piotra Roguckiego, tego się nie spodziewałem.
Podsumowując uważam, że COMA idzie na przód łamiąc pewne stereotypy i szuka czegoś świeżego, nie boi się eksperymentować. W moich oczach(uszach) tylko zyskali.
Szkoda, że nie ustrzeliłem własnych zdjęć z tego koncertu, ale przynajmniej żonie się podobało...
Niestety nawet nie próbowałem zdobyć akredytacji, a z przyczyn technicznych nie mogłem upajać się muzyką, klapiąc migawką..
Body z obiektywem poleciało do serwisu na kalibrację, ale o tym później.
Zaliczyłem już koncert w Gwincie w tanecznym amoku z kapiącym sufitem. Miałem też okazję kolejny koncert śledzić przez wizjer aparatu... nie dało się powstrzymać, ani nogi, ani gardła ... uczta dla oka i ucha.
Nie wiedziałem za bardzo czego się spodziewać po tym koncercie. Parę recenzji wzbudziło tylko moje zaciekawienie. Tym razem nie z aparatem, ale z żoną udałem się na koncert. Jak do tej pory głośne dźwięki tego zespołu moja kobieta kwitowała krótko: "ścisz to!". Prezentacja "COMA Symfonicznie" zaciekawiła małżonkę i zaryzykowała pójście na koncert.
Dziwnie tak... w fotelach, w kinie, a nie w ściśniętym spoconym tłumie... i poszło.
Gra świateł podkręcała atmosferę. Ośmiu muzyków na klasycznych instrumentach towarzyszących zespołowi tworzyło fajny klimat. Nowe aranżacje piosenek, dziwne, fajne, zaskakujące... w uszach "teraz", a w głowie co innego. Chwilami ciężko było mamrotać pod nosem i utrzymać dupę w tych fotelikach. Prócz nowych dźwięków, nowe słowa, oczywiście kontakt z publicznością, zaskakujące akcje na scenie i niezły show wykręcony przez Piotra Roguckiego, tego się nie spodziewałem.
Podsumowując uważam, że COMA idzie na przód łamiąc pewne stereotypy i szuka czegoś świeżego, nie boi się eksperymentować. W moich oczach(uszach) tylko zyskali.
Szkoda, że nie ustrzeliłem własnych zdjęć z tego koncertu, ale przynajmniej żonie się podobało...
Subskrybuj:
Posty (Atom)